26 lutego 2012

Lniany naszyjnik i reszta....

Troszeczkę skalana przez niektóre z Was, potulnie melduję się deczko wcześniej, niż ostatnimi czasy praktykowałam .Czyżbym lubiła mieć szefa w mojej rękodzielniczej pracy....hmmmm...nie podejrzewałam siebie o to. Jednak czego się nie robi dla " koleżanek z pracy":) Wczoraj ciemnice potworne nie pozwoliły porobić zdjęć, ale dzisiejszy poranek....coś uroczego. Zdążyłam co nieco popstrykać, aż tu powtórka z rozrywki nastąpiła, tyle że razem ze śnieżycą. Dzisiaj debiutuje drewniany ekspozytor, bardzo się nim cieszę. Ceramika lubi stare dechy i takie przeleżałe drewno. Jestem w trakcie poszukiwania ciekawej kory, takiej.... apetycznej jak tu.....
Chociaż to zasługa raczej aparatu ( nie mojego), a nie kory....

Dredów jeszcze nie pożegnałam, ale dzisiaj tak jakoś w mniejszym nasileniu. Nie, nie na stałe, bo wiele dredów czeka na odpowiednie ubranie, tymczasem mój coraz bardziej uwielbiany len, tu w postaci nitek, z wyjątkiem lnianego zawiniątka w otworze jednej z kul. Niedostatecznie oświetlony, raczej prześwietlony naszyjnik w perłowych kombinacjach szkliw. Są to formowane łezki, a wyglądają jak kulki z lejącym się szkliwem. Komplet biżuterii w moich ulubionych szkliwach, złotym i kardynalskim. Bransoletka , niby jesienna. Ta zdecydowanie wiosenna. Tuż obok mój nowy pomysł na broszkę z wykorzystaniem połączenia gliny z tkaniną, w tym wypadku to włóczka od Beaty "robi" za tkaninę. Tutaj połączyłam jedwab (w środku pół kulki filcowej) z lnianymi nitkami, które pochodzą z porządkowania moich zdobycznych materiałów przed prasowaniem. Jedno i drugie ufarbowała kiedyś Beata. Nakleiłam te wydumki na element ceramiczny, i przed przymocowaniem do niego broszkowego zapięcia, pomyślałam, że może by tak dokleić to filcowe straszydło....Tu jest tylko położone, sama nie wiem, co wybrać, wersję skromną, czy ze straszydłem. Im bardziej przyglądam się tej fotce, to chyba coś innego wymyślę:) Na koniec chcę Was zachęcić do mega wypasionego CANDY U SZOPINISTKI. Dziewczyna zaszalała, oj zaszalała. To Aneta, którą poznałam na kursie, gdzieś już o tym pisałam. Zachęcam więc serdecznie do zajrzenia na ten nowy blog, bo baaaaardzo warto. Witam nowe obserwatorki, dziękuję wszystkim za miłe słowa. Pozdrawiam Was...do następnego!:))

11 lutego 2012

Wszystkiego po trochu...



Witam Was gorąco po długiej przerwie, kolejnej już zresztą. Ociąganie się w blogowaniu nie oznacza zaniedbywania realizacji moich pomysłów, tyle że na efekty niestety trzeba zawsze poczekać. Tak jak z tymi elementami .....wyjmowanymi po kilka razy z pieca, kilkakrotnie poprawianymi (oczywiście nie mam na myśli filcu)......i wciąż czekającymi w kolejce do wykończenia. Potem pewnie poczekają na fotki...ostatnio mój aparat się zmroził, wystarczyło pół godziny na -17 st.


Coś mi szwankuje dziś blogger, ale pokażę co się da. Na początek niby powtórkowy naszyjnik, ale dred jakby bogatszy o pofarbowane przeze mnie koronki i takie tam. To dla tych, co to lubią żeby się na swetrze czy golfie.....działo.












Drugi naszyjnik to żółć i niebieskości z dodatkiem minimalnych ilości innych barw.




A teraz kilka bransolet pt."a kysz zimo wstrętna", kolorów nam trzeba, nie sopli!!!!!!! Pamiętajcie, że jam prawie z bieguna zimna. Nie tylko śniegu ci u nas dostatek. Gradusów jeszcze więcej.


Bardzo chcę z tego miejsca podziękować Beatce , od której otrzymałam kilka dni temu przesyłkę z aż tyloma cukierasami. Była w niej moja wygrana candy, zawieszka, wymiankowe szyldy ( któż ich nie zna ), ale niespodzianka mnie powaliła...królica autorstwa QRKI ,zobaczcie same....



Wcale nie łatwo uwiecznić taką długaśną królicę....na siedząco też nie lepiej:))

A tu pozostałe słodkości. Te cudne szyldy będą ozdabiać przez 3 miesiące nasz dobytek nad jeziorem, umilać harcerski sznyt obejścia i........ przypominać o Qrczęcim talencie. Duży ci on....oj duży!:)





Kilka dni później u Mamurdy również wygrałam candy. Radość moją możecie sobie tylko wyobrazić....w tak krótkim odstępie czasu...to prawie jak w .....lotto:))) Zgodnie z obietnicą mam zająć się należycie tymi dwoma szkrabami, uszytymi przez mega ciekawą i optymistyczną osóbkę, jaką jest autorka wspomnianego bloga. Bardzo gustownie i ciepło ubrane przyjechały pod moje skrzydła te walentynkowe stworki ( kurcze...skarpety robione na drutach wyglądają spod tych czaderskich jeansów...no i ucięłam je)
Adopcja ku uciesze całej rodziny, będzie więc im jak w puchu...

Tak się ucieszyłam, że królica Mimi nie będzie sama.....zobaczcie, jak im dobrze we trójkę...choć pewnie do czasu...bo znając życie.....
Teraz muszę wybrać imiona dla nowych domowników...może jakieś propozycje?
Dziewczyny...obu Wam baaaaaardzo dziękuję!:))))


Temat filmowy również trafił mi się na blogu, a to za sprawą zaproponowanej przez Monikę

zabawy pod takim oto tytułem:
Nie jestem zbyt serialowa, ale jeżeli już, to patriotycznie , tylko polskie. "Na wspólnej" staram się nie omijać, a jak już się zdarzy, próbuję złapać powtórkę. Właśnie ten serial , "M jak miłość", i "Rodzinka pl" to takie uprzyjemniacze wieczoru. Ale dwa pierwsze mają też całkiem praktyczne zastosowanie. Otóż oglądam je z mężem razem i służą one też do relacjonowania zdarzeń mijającego dnia. W tvn-ie wiadomo.... w przerwie ( chyba z 15 min), a "M jak miłość" czasem cały przegadamy, bo zazwyczaj nic ciekawego się nie dzieje i dialogi często wołają o ...., ale tak się utarło i chyba o rytuał tu chodzi, bo już nie raz planowaliśmy wziąć rozwód z Mostowiakami. Konwersację przerywam zwykle, gdy pojawiają się kadry w ogrodzie na Deszczowej, z kwiecistym gankiem w Lipnicy i te ich zielone łąki.......teraz w te mrozy...to prawdziwy balsam dla duszy. No a "Rodzinka pl" (nowy serial, jeszcze nie nałóg) ewidentnie służy do śmiechoterapii. Bardzo go lubię. Medycznie..."Doktor Haus" od czasu o czasu i ostatnio rodzime "Na dobre i na złe" zapożyczając werwę z serialu rzeczonego przed chwilą, stało się nawet ciekawym serialem. Więcej seriali nie oglądam, nie lubię się ograniczać, bo łatwo wpaść....... jak z tą Lipnicą....
Tak na marginesie...tyle jest hałaśliwych reklam nowych seriali.....a jak przyjdzie premiera...ręce opadają...też tak macie? Ciekawa jestem kiedy powtórzy się coś na miarę "Usta, usta"....bardzo mi się podobał. Fajnie, że Pilaszewska dopisuje dalsze dzieje " Przepisu na życie".

Teraz zgodnie z zasadami, zapraszam do podzielenia się swoimi serialowymi gustami:
dwie niezwykle zdolne i pracowite dziewczyny, które poznałam na kursie u Beaty
Anetę z bloga "Szopinistka"
i Roksanę z "Roksana styl"
Kinię z " Here comes the sun..."
"Ceramiczny kamień"
"Ulubione robótki"

Zasady zabawy:
Przedstawienie ulubionych seriali, przekazaniu zabawy dalej, do kolejnych 5 osób i umieszczeniu banerka zabawy na swoim blogu.

Dziękuję za to , że zaglądacie tutaj, pomimo mojego mniejszego niż kiedyś zaangażowania....
Serdecznie Was pozdrawiam i do miłego...może już nie mroźnego:)