17 września 2011

Wakacyjne wspomnienia

Dziwnie się czuję po tak długim zaniedbaniu tej cząstki mojego życia, jakim jest blogowanie. To tak jakbym wchodziła w szkole, do klasy, po długiej nieobecności. Wszystkich poznaję, ale potrzebuję trochę czasu, żeby się zadomowić. Ciekawa jestem wszystkich nowości na Waszych blogach. W końcu mogę się w nie zanurzyć.

Moje drogie, jestem świeżo po wprowadzeniu się do mojej miejskiej pracowni z całym majdanem. Długo to trwało, ale wszystko ma już swoje miejsce i nic nie stoi na przeszkodzie, by realizować nowe pomysły. Wrzesień to dla mnie ostatnimi laty, jedyny miesiąc rozkoszowania się tym, że cała rodzina jest w komplecie. Mamy też trochę zamówień ceramicznych i sutaszowych. Tak wyglądają ostatnio moje dni. Może trochę napiszę o tym, co działo się u mnie w końcówce wakacji.

Ostatnie tygodnie ( te nad jeziorem) obfitowały w odwiedziny i dłuższe pobyty krewnych i kuzynów z odległych zakątków Polski ( i nie tylko). I jak zwykle rozmowy przy ognisku do północy, tylko do północy, niestety. Opatulanie w koce na niewiele się zdawało. Ale w dzień pogoda pokazywała swoje lepsze oblicze. W sumie sierpień był całkiem letni, nawet na Mazurach. Wyprowadzka z letniej kanikuły z pakowaniem całego gospodarstwa zajęło nam kilka dni, i tak 22-go sierpnia wyruszyliśmy naszym staruszkiem ( leciwy, ale zawsze niezawodny camper) całą rodziną z Giżycka na płw. Bałkański, konkretnie do Chorwacji. Niby nie powinnam, bo przecież słońce mi wilkiem ( nomen omen ), ale cóż, nie wyobrażam sobie odpuszczenia takiego urlopu. Bo dla mnie była to przerwa w mojej dłubaninie. Jedyna prawdziwa przerwa. Mimo że uwielbiam swoją pasję, to ciągły kontakt z całą rodzinką jest rarytasem i czymś, czego nic nie zastąpi.

Zabezpieczona kapeluszem, pierwsze zanurzenie w wodzie poczyniłam w Balatonie. To dopiero jezioro! Raj dla dzieci. Bezpieczniejszego nie znam ( taka płycizna).

Mierna ze mnie miłośniczka morskich kąpieli ( max. 10 minut i nura w cień), i chyba dlatego najbardziej zauroczyły mnie jeziora plitwickie.




Kolor tych przecudnych jezior i ich czystość to coś niespotykanego.

Rodzinka spragniona cieplutkich, czyściutkich morskich plaż, miała ich do wyboru, do koloru. Najdłużej gościliśmy na plażach w Makarskiej( całe dwa dni).

Ja zazwyczaj pichciłam obiady, albo odpoczywałam pod parasolem. Nawet piękny Dubrownik musiałam sobie odpuścić. Ulżyło mi dopiero, gdy moje umęczone ukropem dziewczyny po powrocie z tego cudnego miejsca, powiedziały " nie dałabyś rady mamo..."





Nie mieliśmy w planie odwiedzać odległego Medugorje , ale skoro dojechaliśmy do Dubrownika, dlaczego mielibyśmy ominąć to cudowne miejsce. Przed zmrokiem udało się nam tam dotrzeć. Bardzo odmienne się okazało od moich wyobrażeń. Ale byłam, widziałam i już nie muszę sobie wyobrażać.

Dzisiaj daruję sobie umieszczanie fotek moich wakacyjnych wypocin, zrobię to w następnym poście, ale nie omieszkam podziękować Ani za cudne rzeczy z naszej wymianki.

Ta piękna herbaciarka zostanie u mnie, ale urocze kociątko szybko znalazło amatorkę w postaci mojej średniej latorośli. Aniu , widzę jak bardzo dużo serca i uważności włożyłaś w te prace. Trochę próbowałam decoupagu, więc wiem co piszę.


Dziękuję również Eli za wymiankowy, uniwersalny, filcowy drobiazg, z którego dużo się dowiedziałam na temat " jak Ela pracuje z czesanką". To niesłychanie zdolna i pracowita dziewczyna jest, mówię Wam, jak to widać!!!...




Pięknie Wam dziękuję raz jeszcze i ślę uściski.
Bardzo Wam , drogie dziewczyny, dziękuję za wakacyjne komentarze. Fajnie się je czyta w ilości hurtowej, np. po dwóch tygodniach braku dostępu do internetu. Sama rozkosz.
Następny post z fotkami nowych biżutków, obiecuję.
Życzę cieplutkiego weekendu!
Pozdrawiam:)))