Wiosna w rozkwicie, a u mnie na parapecie zakwitł grudnik. Jak nazwa wskazuje mój kwitnie w pażdzierniku i w marcu. A może nie taki mało mądry ten kwiat. Jutro znowu śnieg na mazurach.

Pisałam we wcześniejszym poście o sutaszowych zapędach mojego najstarszego dziecięcia, imieniem Milena. I jak obiecała, przywiozła mi wybrane wcześniej z pracowni elementy ceramiczne oprawione w kolorowe sznurki. Muszę przyznać, że duma mnie rozpiera. Dzisiaj pokazuję pierwsze biżuty, które nie należą już do próbnych.
W tych kolczykach główne ozdobniki to ceramiczne koliste elementy poszkliwione "błękitną stalą" , reszta to perły i szklane koraliki, no i oczywiście sznurki sutaszowe.

Ja najbardziej upodobałam sobie tę bransoletę, jest w spokojnych tonacjach i pasuje niemal do każdego stroju. Ten duży kaboszon to element z jasnej gliny poszkliwiony cracle transparentnym. Dalej są dwa dużo mniejsze, perły i szklane maleństwa .

Kolczyki z podobnym granatem (mieszanka szkliw) jak w poprzednich, ale zupełnie inna kolorystyka i styl. Takie typowo do pracy, na co dzień. Nie rzucają się w oczy.

Tutaj grają jako duet z bransoletą.

A..... jeszcze coś. Wczoraj odgrzebałam z maminych czeluści ( taki składzik niby strych) kołowrotki. Okazało się że są dwa. Jeden ma ponad 100 lat . Oba wymagają trochę renowacji. Ale mi się oczy zaświeciły do przędzenia, czyt. do nauki przędzenia. Sama jestem ciekawa jak mi się udadzą pierwsze próby. Ale jak sobie przypomnę moje pierwsze spotkania z gliną, to jestem spokojna. Nie od razu Kraków zbudowano.
Z życzeniami miłych początków wiosny, do następnego:)))