14 maja 2011

Wspomnieniowy post

Chcę serdecznie powitać nowych obserwatorów jak i zaglądających na chwilę. Wszystkim Wam dziękuję. Skutecznie zwalczacie moje przesilenie wiosenne, i motywujecie do tworzenia nowości. Pokazuję garstkę candowych przydasi ( guziki itp.) obfoconych w świetle majowego słońca.

Za kilka dni następny wypał, sama jestem ciekawa.






Ostatnio wykończyłam też trochę bransoletek.



Najbardziej lubię w tym kolorze, choć to szkliwo ślicznie kontrastuje ze znaczną opalenizną, a u mnie o to dość trudno.





To mieszanka rio rote i srebrzystego brązu.





Tutaj jakaś mieszanka różów i oliwka.




A ta ma taką mieszankę perłową jak pierwsza, tylko w innej proporcji.





Aneta z http://siedliskomarzen.blogspot.com/ zaprosiła mnie do zabawy, która polega na ujawnieniu tego, o czym jeszcze o mnie nie wiecie.



Na początek garstka truizmów ze zwierzętami w roli głównej.

- jestem typowym, wrażliwym RAKIEM,

TYGRYSEM w chińskim horoskopie,

SOWĄ, co widać po godzinach wpisów blogowych,

jak SROKA lubię błyskotki,

WILK to po łacinie moja autoimmunologiczna choroba,

a moje panieńskie nazwisko ZIĘBA.

Ale też jestem kociarą, psiarą, uwielbiam śpiew ptaków, koncerty świerszczy, patrzeć na bociany, klucze żurawi, obserwować motyle,ważki, mrówki, pszczoły.....



Myślę też, że ta zabawa to dobra okazja, by sobie przypomnieć, a Wam przedstawić co mnie inspirowało do rozpoczęcia moich różnych ścieżek rękodzieła.

Tak na poważnie, chyba pierwsze były „druty” w szkole średniej.

Wtedy to, będąc na szkolnej wycieczce celowanej w spektakl teatralny ( „Tango” Mrożka w Gdańsku) , podczas antraktów nie mogłam oderwać oczu od pewnej kobiety w nobliwym wieku. Miała na sobie niesamowicie oryginalną, dzianinową suknię w szarościach. Ta kobieta była elegantką w każdym calu, w gestach, słowach, postawie.

Po powrocie mama szybko wdrożyła mnie w arkany drutowania i poooszłoo...…… na całą dekadę ( lata 80-te i kilka 90- tych). VERENA, to dopiero była gazeta.

Od roku 86-tego urządzałam nasze pierwsze mieszkanie. Kredyt dla młodych małżeństw wystarczał tylko na sztampowe meble. Szyłam pufy, ubierałam len w drewniane ramki i mocowałam do ścian przedpokoju ( tapet nie lubiłam), w pokoju dzieci malowałam plakatówkami skrzaty na drabinie, no i oczywiście drutowałam swetry dla całej rodziny, ale też zabawki- przytulaki.

Spacery z dziećmi nad jez. Niegocin wyparły druty na rzecz haftu richelieu. Na ławeczce, przy śpiącym w wózku szkrabie, świetnie się sprawdzała ta technika. Robótka mieściła się w garści.

Nastąpiły lata pracy zawodowej i robótkowo ucichłam . Do 15-tej papierki i po 15-tej w domu też, ale na pewno nie było to scrapowanie. Prawie 6 lat temu los uraczył mnie chorobą z autoagresji, toczniem układowym. Nie było dobrze, bałam się że to koniec, bo lekarze rozkładali ręce. Ale jakimś zrządzeniem siły wyższej diagnoza zapadła, i zaczęłam uczyć się żyć , z wieloma ograniczeniami, ale jednak żyć. Szukałam czegoś do zajęcia rąk. Tak bardzo się cieszyłam, że odzyskałam w nich władzę. Spodobały mi się na naszym rynku duże serwety szydełkowe. Ich właścicielka zgodziła się nauczyć mnie czytać schematy z trudniejszymi wzorami. Wyszłam od niej, kupiłam tę oto Burdę






i pooooszłooo..... Przez pierwsze pół roku powstawało moje "drzewo życia".






W zależności od samopoczucia robiłam albo prostą siatkę, albo różne elementy, które później połączyłam sznurkiem makramowym i poprzyszywałam do siatki. Zupełny spontan. Nie jest to firanka łatwa w prasowaniu, ale mam do niej szczególny sentyment. Wtedy byłam przeszczęśliwa z jednego prostego powodu, żyłam.















Szydełko pochłonęło mnie bez reszty. Porobiłam firanki do każdego niemal pomieszczenia, poobrabiałam obrusy szydełkowymi taśmami, zaraziłam się koronką irlandzką. Jednak choroba powodowała dziwny wyprost palca środkowego podczas szydełkowania. Wystraszyłam się i postanowiłam szukać czegoś nowego.


W podwórku naszego drugiego (aktualnego) mieszkania, swoją pracownię ma jedyny garncarz w Giżycku, Adam Kuźma.



Wdrożył mnie w podstawy wiedzy o glinie, sprezentował jej ze 3 kilo i poooooszłoo.... Do dzisiaj. Moje projekty naszyjników z asymetrycznymi kulami wymagały dodania czegoś lekkiego . I tak doszedł filc , z którego również nie zamierzam zrezygnować .

Uff, kawał życia przewaliłam w tym poście. Aż taka stara jestem? To dlaczego w komunikacji miejskiej albo w kościele ustępuję miejsca osobom młodszym od siebie? Reflektuję się dopiero potem. Któraś z Was też tak ma?


W moim blogowym świecie tyle kuszących technik, zupełnie nowych dla mnie. Ale ja się szybko uzależniam, jak widzicie. A leczyć się z tego też nie zamierzam, nie ma mowy. Jak mogłabym to zwalczać w sobie, jeżeli pomaga mi to w utrzymaniu remisji, z czego się najbardziej cieszę.


Do tej zabawy pozwolę sobie zaprosić Anię

http://www.bulma.art.pl/
Zawirowania na bloggerze spowodowały usunięcie kilku komentarzy pod poprzednim postem, z ogłoszonym candy. Mam nadzieję, że wrócą.
Znowu późno, niedługo świt mnie chyba będzie zastawał. Pozdrawiam Was ciepło:)

Tak na marginesie, jakieś ciągłe kłopoty z publikowaniem po tej awarii, nie zdziwię się jak zniknie wszystko.

16 komentarzy:

  1. Guziki i bransolety jak zwykle suuuper,doskonałe.
    Jeśli chodzi o los i Twoje choróbsko to widać z całą jaskrawością że "nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło".
    Życzymy duuużo zdrowia i uśmiechu i dalej tak doskonałych projektów i realizacji:)))

    OdpowiedzUsuń
  2. Biżu piękna, wyjątkowa, super. Firanka rewelacyjna również. Życzę wielu sukcesów i tak trzymaj...

    OdpowiedzUsuń
  3. Jak zwykle pięknie, kolorowo.. ach.. cudo!

    OdpowiedzUsuń
  4. Cudeńka pokazujesz. Ale przede wszystkim zdumiewa mnie twoja siła - niesamowita :) Pozdrawiam serdecznie i życzę dużo, dużo tej siły! (jak ty urządzałaś pierwsze mieskanie, to ja miałam...3 latka ;)).

    OdpowiedzUsuń
  5. Oczy mi się śmieją do tych glinianych pięknot, a po tym co przeczytałam patrzę na nie z pokorą. Tkwi w Tobie niesamowita siła, wypływająca z mądrości życiowej i zdrowego osądu. Myślę, że razem z nią możesz przenosić góry.
    Nie współczuję,tylko PODZIWIAM.
    Pozdrowienia.
    Elżbieta

    OdpowiedzUsuń
  6. masz w sobie siłę życia - to cudowny dar od Boga, Życia, Losu, Matki Ziemi. To twój dar - pielęgnuj go. Moja miłość do ceramiki rozpoczęła się od wiszących garów na płocie :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Ja też podziwiam! ...i...wytwory wszelkie i siłę!
    Pozdrawiam,
    Niebieskości,
    -Agnieszka
    z innego bloga, bo w tym mi sie wyświetlasz w pulpicie nawigacyjnym...a w Twoich obserwatorach jestem jako niebieskości...u mnie bloger miesza na całego, albo ja gdzieś namieszałam i nie mam świadomości gdzie?...
    Pozdrawiam
    :)

    OdpowiedzUsuń
  8. Droga Aniu, podziwiam Cię za siłę jaką wykazałaś w walce z chorobą ale i z szarością, tandetą której nie mało było i jest nadal... masz wspaniałe talenty, twórz dalej, bo wszytko co wychodzi z pod Twoich rąk jest niezwykle piękne, odmienia zwykłą rzeczywistość.
    Serdecznie dziękuję za zaproszenie, jest mi bardzo miło, postaram się coś o sobie napisać:)
    Pozdrawiam ciepło!

    OdpowiedzUsuń
  9. Aniu, podziwiam Twoje wytwory, Twoją siłę, pasję i sposób na "odczarowywanie" choroby. Życzę Ci samych dobrych dni!
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  10. Aniu tak naprawdę jestem pod wrażeniem, to jest po prostu "spory" kawałek życia,,, przeciez po każdej burzy zawsze świeci słońce ... jednego jestem pewna - Rękodzieło uzależnia :) Ciesze się, ze Ciebie poznałam...bądź szczęśliwa !

    p.s

    A wilk to nie jest takie źle zwierze, kiedy się je oswoi :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Przeczytałam z zainteresowaniem wielkim:D Piękna firaneczka Ci wyszła... A koraliki po prostu brak słów;) jestem zauroczona. Pozdrawiam serdecznie...

    OdpowiedzUsuń
  12. Pozwoliłam sie zagłębić w ten osobisty post... zrobiło mi się smutno, bo zetknęłam sie z tą chorobą u mojej koleżanki kilka lat temu.... mam nadzieję, że u Ciebie wszystko już dobrze? przysiadę i z ciekawoscią poprzegladam co ciekawgo tworzysz,a widze że piękne rzeczy!mamy sentyment do kamyszków przez męża! bo z naturalnych kamyszkach tworzy w wolnej chwili mozaiki i nas tez w to wciaga;))) a kamienie Twoje ceramiczne są przepiękne takie kolorowe! szkoda, że te naturalne nie dają takiej gamy barw... ale mają swój naturalny urok. pozdrawiam p.s. firanka przecudna!

    OdpowiedzUsuń
  13. Dziękuję Wam wszystkim za ciepłe słowa. Nie przypuszczałam, że głównie skoncentrujecie się na moim wilku, ale jak przeczytałam ten post jeszcze raz, rzeczywiście,ten właśnie temat jest bardziej widoczny , wręcz przygnębiający. Decydując, się na napisanie o chorobie, chciałam i nadal chcę, aby część z Was mając w swoim otoczeniu kogoś bliskiego z jakąś chorobą z autoagresji ( takich chorób jest cała masa )zachęciła taką osobę do rękodzieła. Najlepsze co może wypełnić dzień codzienny osoby przewlekle chorej, to jest pasja ( nie koniecznie rękodzieło) i poczucie bycia kochaną. No i trochę pokory się przydaje i optymizmu garstka. Siła sama się wtedy rodzi. Ale to odrębny temat.
    Tak na marginesie, strasznie zwyczajna, a nawet pospolita ze mnie osoba, no może te szkliwa dodają mi kolorów i dużo się kręci wokół nich. Pozdrawiam ciepło:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Wcale nie jesteś ani zwyczajna ani pospolita. To piękna historia życia; radości z życia, mimo że czasem przynosi zupełnie coś innego niż byśmy chcieli. Kiedy zdarzy się coś, co człowieka zastopuje w codziennym pędzie, ma okazję rozejrzeć się dookoła i docenić piękno każdego dnia z tym wszystkim, co ze sobą niesie. Podziwiam Cię szczerze i życzę wiele radości.

    OdpowiedzUsuń
  15. Greаt items from уоu, man. I havе
    beaг іn mind your stuff ρrіor to and уou
    are just eхtrеmely eхсellent.

    I actuallу likе whаt yοu've got right here, certainly like what you're statіng and the wау durіng which you
    asseгt it. You make it еnjoyable and you still carе for to ѕtay іt wіsе.

    I can't wait to read much more from you. This is really a tremendous web site.

    my webpage: payday loans

    OdpowiedzUsuń